Cała załoga „8 Czortów” należy do Biskupieckiego Towarzystwa Żeglarskiego, od początku pływamy głównie na przepięknym jeziorze Dadaj (około 1000 ha, 14 wysp, bardzo urozmaicona linia brzegowa, czysta woda i mało popularny akwen wśród turystów).
Jak większość żeglarzy mamy tą wadę, że jak tylko ktoś się pojawi na wodzie to sprawdzamy kto jest szybszy - taka wada fabryczna. Przed zbudowaniem dezety, od lat organizowane były mniej więcej co dwa tygodnie regaty klubowe, tak naprawdę wystarczał byle pretekst - a to dzień dziecka, a to pierwszy dzień wakacji, regaty o puchar prezesa, puchar samotnego leszcza, błękitna wstęga itd itd. Walczyliśmy każdy z każdym, na wszystkim co pływało i choć trochę nadawało się do ścigania.
Jakiś czas temu olsztyńscy znajomi Sławka Romaniuka zaprosili go na regaty w klasie dezeta na pokład „Bowarmii”, ponieważ chłopaki mieli pojęcie o żeglarstwie i smykałkę regatową więc Sławkowi ta zabawa na dezecie bardzo się spodobała. Tym sposobem pierwszy z nas został „zarażony”. Następnym w kolejce był Łukasz Ostropolski, który też „popróbował” Bowarmii i w następnym roku ja, czyli Jarek Misiak (było super).
Od 2009 roku zaczęliśmy startować biskupiecką załogą na czarterowanych dezetach w Olsztynie i Węgorzewie, raz lepiej raz gorzej ale wyglądało na to że gdybyśmy mieli własną jednostkę to nie odstawalibyśmy od najlepszych w Polsce (czyli olsztyniaków).
Z pomysłem budowy lub zakupu dezety wyskoczył Sławek, przedyskutowaliśmy ten temat „czytając książki” przez wiele zimowych wieczorów i zimą (styczeń 2011 r) zaczęliśmy kompletować załogę bardziej patrząc na charakter człowieka niż na jego umiejętności żeglarskie - wyszliśmy z założenia, że żeglować można się nauczyć a charakteru człowieka się nie zmieni. Zależało nam najbardziej na tym, żeby zebrać ludzi z którymi będziemy się dobrze rozumieli, którzy będą potrafili ciężko pracować, ostro się bawić a rano wstać i znowu ciężko pracować :-) szukaliśmy po prostu ideałów! Założyliśmy, że optymalna ilość ludzi którzy będą tworzyli trzon załogi i stały jej skład to 8 osób.
Większość ekipy już mieliśmy - przez te dwa lata przewinął się przez nasze ręce prawie cały skład osobowy BTŻ-etu i nie tylko, wiedzieliśmy kto się sprawdził i na pewno go zaprosimy do załogi, było kilka osób których kandydatury musieliśmy jeszcze przemyśleć i były też osoby o których wiadomo było, że nie wolno ich więcej wpuścić na pokład. Ponieważ do tego momentu cały projekt znaliśmy tylko my dwaj ze Sławkiem, zaprosiliśmy całą wybraną przez nas ekipę i zaproponowaliśmy im wejście do załogi, wszyscy się zgodzili i żyliśmy długo i szczęśliwie, tak mogło być ale najtrudniejsze było jeszcze przed nami.
Mieliśmy już skład a nie mieliśmy łódki, wspólnie więc dyskutowaliśmy nad tym w jaki sposób stać się armatorami dezety - czy kupić przez klub, czy wynajmować tak jak do tej pory, czy też „zrzucić się” po równo i po prostu ją zbudować. Okazało się przy tym, że tam gdzie jest 8 osób będzie 9 zdań, im dalej jednak brnęliśmy w szczegóły, realnymi stały się dwa rozwiązania - albo kupimy kadłub i sami go wykończymy albo będziemy tak jak do tej pory pływać na czarterowanych jachtach. Wiedzieliśmy, że jeżeli chcemy liczyć się w regatach, potrzebujemy własnej jednostki.
Wymyśliliśmy na potrzeby budowy i późniejszej eksploatacji łódki spółkę którą nazwaliśmy „Maszoperia” (w słowniku jest to grupa ludzi współpracująca przy jakimś zadaniu, bardzo popularna kiedyś na Kaszubach, działająca na zasadach demokratycznych, kieruje nią Skiper).
Przygotowaliśmy kosztorys, kupiliśmy kadłub, spędziliśmy kilkaset upojnych godzin w firmie Piotrka Pachuckiego planując, sklejając, okuwając, szlifując, wiercąc, przykręcając itd itp, dużą pomocą służyli nam chłopaki z „Bowarmii” i Jędrzej Korzeń (mieli już doświadczenia z budowy 3 dezet) za co jesteśmy im niezmiernie wdzięczni i przy każdej okazji o tym mówimy (ale nie znaczy to wcale, że im na wodzie odpuszczę choćby o centymetr).
Mieliśmy już załogę, łódka była w budowie, została sprawa nazwy - niby sprawa prosta ale nie do końca. Nie chcieliśmy czegoś banalnego, nie chcieliśmy czegoś nadętego, nie chcieliśmy .... wiedzieliśmy czego nie chcemy. Wiedzieliśmy też, że chcemy nazwy oryginalnej, dźwięcznej, „z jajem”. Spotkaliśmy się któregoś wieczoru, „porozmawialiśmy z dużym Jasiem Wędrowniczkiem” i jak to w demokracji, każdy mógł zaproponować 5 nazw a później głosowaliśmy - „8 Czortów” (bo ośmiu członków Maszoperii) wygrało ogromną większością głosów i choć na początku nie do końca byłem przekonany do nazwy (jak tak popatrzyłem na załogę i siebie w lustrze to nie bardzo wiedziałem gdzie oni widzą te czorty) to okazało się, że wybór był znakomity - nazwa się przyjęła, ładne kolory ciuchów - czarne i czerwone, jakieś elementy diabelskie w nazwie i na żaglach (w przyszłości) i jest ekstra!
Tak to się zaczęło, reszta w aktualnościach i archiwum a dokąd zmierzamy - któż to wie ... :-)))
Skiper 8 Czortów, Jarek Misiak
„Skąd jesteśmy, dokąd zmierzamy, dlaczego „8 czortów” i reszta informacji”